Konrad Rękas: Chiński syndrom.
Konrad Rękas
Fragment tekstu źródłowego - kliknij w tytuł lub źródło (pod tekstem) by przeczytać całość
Zachwycający się domniemanym zwrotem geopolitycznym #Stanów Zjednoczonych pod #antychińskim sztandarem wzniesionym przez Donalda #Trumpa – zachowują się trochę, jak ci polscy przedwojenni politycy, których cieszyło, że najpierw III #Rzesza napadła na #Czechosłowację, a nie na II RP.
Oczywiście, podobnie jak przed 1939 r. – każdy zysk na czasie jest zyskiem wymiernym, a #Polska powinna konsekwentnie za swój priorytet uznawać odsuwanie od siebie niebezpieczeństwa wojennego tak w czasie, jak i w przestrzeni. Jednocześnie jednak zadowolenie, że (na początek handlowa) wojna wybuchnie zapewne między #USA a #Chinami, nie zaś między #Ameryką a #Rosją – pomija co najmniej dwa istotne elementy.
Żółte niebezpieczeństwo
Po pierwsze – że władze III RP na ochotnika zgłoszą się do dowolnej wojenki zarządzonej przez #Waszyngton. Przecież ani w Afganistanie, ani w Iraku – walki nie toczyły się i nie toczą z jakże przyrodzonym wspólnym wrogiem Polski i Ameryki, czyli Rosją, a jednak wojska polskie karnie były tam wysyłane! I to z całym „źledziejstwem” inwentarza – kosztami, stratami w ludziach, reorganizacją Sił Zbrojnych RP, kosztowną i służącą wyłącznie wojnom kolonialnym (oraz zewnętrznym koncernom) polityką zbrojeniową, psuciem resztek pseudo-doktryny „obronnej” państwa, pozwalającej na sianie naszymi żołnierzami gdzie się tylko zaoceanicznemu hegemonowi zamarzyło. Cóż więc niby przeszkodzi amerykańskim klientom zarządzającym nad Wisłą w odkryciu, że Witkacy był wieszczem i słusznie ostrzegał przed chińskim niebezpieczeństwem?
W tym właśnie kontekście należy chyba widzieć objawienie Antoniego Macierewicza uznającego Jedwabny Szlak za „zagrożenie dla Polski”. I jest to tym bardziej znaczące, że ta ogłoszona „szokującą” i „niespodziewaną” wypowiedź ma przeszło rok, co pokazuje, że neokonserwatywni mocodawcy obecnych władz III RP znakomicie przecież rozumieli – i nadal rozumieją, że najważniejszym problemem dla USA jest współdziałanie chińsko-rosyjskie. Zwłaszcza, gdyby perspektywicznie zostało ono uzupełnione, jeśli nie całkowitym wyzwoleniem Europy, to przynajmniej zdywersyfikowaniem jej interesów gospodarczych w ramach „mostu kontynentalnego”, „nowego Jedwabnego Szlaku” lub któregokolwiek z analogicznych projektów. Czy elita amerykańska stara się rozbić kooperację państw zainteresowanych budową multipolarnego ładu światowego poprzez zimną czy gorącą wojnę z Rosją, czy przez konstruowanie sojuszu antychińskiego – za każdym bowiem razem wychodzi na to samo. Cel jest jeden – utrzymanie globalnej hegemonii Waszyngtonu, dolara i reprezentowanych przez nie interesów finansowych.
To jest właśnie druga i kluczowa płaszczyzna rozumienia domniemanych zmian w polityce amerykańskiej. Wbrew …